Diana i Robert
przez salami do serca
Gdy przed imprezą ustalaliśmy z Młodymi szczegóły jej przebiegu, Robert dał mi wyraźnie do zrozumienia że tańczyć nie umie, nie lubi, i w ogóle na parkiecie nie czuje się dobrze. Miałem nie oczekiwać od niego zbytniej inicjatywy w tej kwestii, nawet pierwszego tańca nie będzie. Już na weselu podczas posiłku napomknąłem nieśmiało, że może jednak, chociaż króciutko? Nie musiałem nawet specjalnie przekonywać – tradycji stało się zadość i zaraz za przykładem Młodych goście ruszyli do tańca. A Pan Młody, choć zarzekał się wcześniej że tańczyć nie będzie, wywijał żwawo, kroku małżonce nie ustępował a niejednokrotnie sam gości na parkiet prowadził!
Zaskoczeni tą niezwykłą przemianą uznaliśmy że musimy to narzucone tempo wytrzymać. Toteż podrzucaliśmy co jakiś czas gościom ciekawy układzik by temperatura na parkiecie nie malała. Ogień rozpalił się na dobre, tak że już nie było odwrotu. Buchał płomieniami podczas szybkich tańców, dawał subtelne ciepło gdy muzyka robiła się nastrojowa, podgrzewał emocje i zaangażowanie podczas oczepinowych konkursów (na szczęście obyło się bez strat w ludziach 😉 ). Niektóre panie elegancie szpilki zamieniły na wygodne tenisówki, bądź pozbyły się obuwia w ogóle.
I pomyśleć że pewnie nie byłoby nas wszystkich w tym miejscu, w tych okolicznościach, gdyby nie włoskie salami, które stało się kiedyś punktem zwrotnym w relacjach Diany i Roberta 🙂
Drodzy! Dziękujemy za tą fantastyczną majówkę! Miejcie się dobrze, piękne i szczęśliwie!
Wodzirej Double Wings