Skrzypi mróz

Nie dziwi mnie ślub w styczniu. Styczeń może być piękny. W pamięci mam scenę z Potopu, w której Kmicic wiezie Oleńkę saniami przez cudownie zaśnieżony las.

I właśnie taki był styczeń w ten ostatni weekend – może nie było aż tyle śniegu, ale mróz dopisał i to w dodatku siarczysty.

To było zupełnie niezwykłe wesele. Jeśli dobrze policzyliśmy, to wzięły w nim udział osoby z 11 (słownie: jedenastu!) krajów, a oficjalne języki były trzy: polski, angielski i francuski.

To wesele, na którym goście świetnie się bawili zarówno przy Macarenie jak i przy utworze grupy Rammstein. To wesele, na którym Panna Młoda śpiewała przed wszystkimi gośćmi piosenkę dla swojego Męża a on w rewanżu zaimprowizował miłosny poemat. To w końcu wesele, na którym goście uczyli się wzajemnie tańczyć salsę i nie pogardzili także prowadzonym przez nas YMCA czy Conga.

Niezwykłości dodawała również sala. W blasku świec wszystko wygląda jakby nieco bajkowo, ale miejsce, w którym się bawiliśmy chyba jest stworzone do takiego oświetlenia. Stara czerwona cegła, a w niej pełno wyłomów i szpar, które aż się proszą o wyeksponowanie. Ktoś najwyraźniej usłyszał tę prośbę 🙂

Hubert Gonciarz
Wodzirej Double Wings