W królewskim Wilanowie

Z Sylwią i Maćkiem po raz pierwszy spotkałem się w lutym tego roku. Zrobili na mnie wrażenie osób niezwykle otwartych i pogodnych. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to pierwsze wrażenie było całkowicie uzasadnione. Wypiliśmy herbatę w restauracji Wilanów, czyli tam, gdzie miało się odbyć wesele. I tak myślę, że nawzajem przypadliśmy sobie do gustu. W restauracji spotkaliśmy się jeszcze na dzień przed weselem, żeby uzgodnić kilka szczegółów.

Z jednej strony uderzył mnie ich spokój w kwestii przygotowań a z drugiej strony widziałem, że już nie mogą się doczekać swojego święta. Radość i ekscytacja po prostu z nich promieniały.

Przed godziną osiemnastą w sobotę zaczęli zjeżdżać goście. Tuż potem podjechali Młodzi, jeszcze chwila oczekiwania i już rodzice witają chlebem i solą. A za chwilę tym samym chlebem Sylwia i Maciek dzielą się ze swoimi gośćmi. Później kieliszki szampana w górę i pierwsze sto lat.

Było kilka naprawdę wyjątkowych chwil na tym weselu. Pierwsza już pod koniec pierwszego posiłku, gdy Ojcowie witali Gości i składali życzenia swoim Dzieciom. Nieco później w niebo poleciały lampiony, do których każdy „przyczepił” życzenie dla Młodych. A chyba najbardziej wzruszająca okazała się prezentacja zdjęć z dzieciństwa i młodości, jaką przygotowali Nowożeńcy ze szczególną dedykacją dla Rodziców.

Nikt w ten wieczór nie żałował nóg. Gdy prowadziliśmy korowody wszyscy Goście wstawali zza stołów.

Dla mnie zaś szczególnie ważne były słowa Sylwii i Maćka tuż po weselu, że nie sądzili, że tak dobrze będą się bawić.

Sylwio, Maćku – ze szczerego serca życzę Wam dużo miłości i radości i żebyście swoją pogodą zarażali Waszych bliskich.

Hubert Gonciarz
Wodzirej Double Wings