Bezalkoholowe wesele
Agnieszki i Krzysztofa
kumulacja dobrych przeżyć

Jakiś czas temu pisałem o tym co moim zdaniem jest najcenniejsze i co jest największą wartością wydarzenia jakim jest wesele – to relacje jakie łączą obecnych tam ludzi i które kształtują ogólny „klimat” imprezy. Pisałem też, że bardzo lubię wesela bezalkoholowe. Nie miałem natomiast jeszcze okazji napisać, a z przyjemnością robię to teraz, że lubię prowadzić wesela ludzi z którymi łączy mnie coś więcej niż współpraca zawodowa.

A wspominam o tym wszystkim, ponieważ w ostatnią sobotę te trzy czynniki (oraz wiele innych) w fantastyczny sposób połączyły się, a z tego spotkania zrodziło się wydarzenie, które dostarczyło mi (ufam że nie tylko mi) solidną porcję pozytywnych przeżyć.

Z Agnieszką znamy się i przyjaźnimy od lat, więc już samo zaproszenie do poprowadzenia tej uroczystości było dla mnie ogromną nobilitacją. Obecność wielu znajomych twarzy z jednej strony ucieszyła, z drugiej wprowadziła poczucie dodatkowego wyzwania – wiedziałem że grono, choć życzliwe, to wymagające, więc żartów nie będzie 😉

I nie było! Od pierwszych minut, kiedy uroczystym polonezem rozpoczęliśmy zabawę, parkiet był pełen, a goście nie oszczędzali się (niektórym zdecydowanie przydałyby się ręczniki). Krzysztof dzielnie prowadził weselny pociąg wyciągając co bardziej ociężałych z przejedzenia zza stołów, Agnieszka wdzięcznym uśmiechem porywała ich do dalszych podskoków, a wszyscy entuzjastycznie reagowali na wodzirejskie zaczepki.

Ale nie tylko tańcem zasłużyli się goście tej nocy. Nie byle atrakcją był występ jednego z nich, grającego na… pile! (Tak, na pile, takiej do cięcia drzewa. I zaświadczam że słychać było melodię.) Niespotykane były też nagrody dla zwycięzców oczepinowych konkursów – rzeźby wykonane własnoręcznie przez innego z przyjaciół.

Jeśli jest coś co najbardziej utkwiło mi w pamięci z tej nocy, to ten moment w którym Agnieszka i Krzysztof, w otoczeniu wszystkich gości, przekazali sobie wzajemnie welon i krawat – symbole panieńskiego i kawalerskiego stanu. Moment niezwykle wymowny, przejmujący wręcz w swej prostocie i uderzający głęboką symboliką. To co dokonało się kilka godzin wcześniej w sposób sakramentalny, teraz w atmosferze radości i świętowania powróciło jakby echo wyrażając tę samą głęboką prawdę – w jednej chwili oddanie się na zawsze, bezpowrotnie tej jedynej osobie. Moment niezwykle intymny, w którym odczuć się dało nieopisywalną radość z nastania tej wyczekanej, wytęsknionej i wymodlonej chwili. Moment który niezręcznie było przerywać…

Kochani!
To była prawdziwa przyjemność i niezwykle budujące doświadczenie. Tak jak na weselu zaraziliście gości radością, tak w życiu zarażajcie ludzi wokół miłością i szczęściem które od Was biją 🙂 Wszystkiego co najlepsze!

Maciej Krysa
Wodzirej Double Wings