Wesele Arlety i Janka
na śmierć zaplątani
Oświadczyny przyjęte zostają z wdziękiem, serdecznością i oddaniem dorównującym niebywałemu pomysłowi szaleńca. Od tego momentu codzienność rozpoczyna wdzięczny taniec – powolny, emocjonalny, liryczny i zalotny niczym kujawiak – z niecodziennym przygotowaniem do dnia zaślubin.
Misterna troska o szczegóły nadaje niebywałego kolorytu historii, którą w owym dniu pragną opowiedzieć i treściom, które mają zostać w nią wplecione. Jakieś niebywałe upodobanie w pięknie życia i w sobie nawzajem pozostawia ślad we wszystkim, co obmyślają, planują i ostatecznie z niezwykła starannością i troską realizują.
Ślub decydują się zawrzeć w malowniczym kościółku na Mazurach. Płyną tam statkiem razem ze swoimi gośćmi. Msza jest nie tylko wydarzeniem liturgicznym, sakramentalnym i społecznym ale i artystycznym. Wybrzmiewają dźwięki jego muzyki specjalnie na tę okazję skomponowanej. Gdy statkiem powracają na miejsce swego świętowania prócz Mendelsohna wita ich Charpentier, swoim podniosłym i pełnym blasku Te Deum. Pierwsze kroki stawiają w rytm historycznego, ze wszech miar polskiego Poloneza.
Miłość do muzyki klasycznej jest miłością do standardu, to tradycji, do form, stylistyk dobrze ugruntowanych, sprawdzonych, w których zawarta jest mądrość, sens i logika. Po wielokroć wykonywane te same utwory, z żelaznym szacunkiem dla źródła i zamysłu twórcy – ostatecznie nigdy nie są takie same. A jeśli nawet odtwarzane są te same motywy to tylko dlatego i właśnie po to, by raz jeszcze, na nowo przywołać do życia piękno w nich zawarte, niczym po raz kolejny oglądane obrazy, na których oko i ręka mistrza zatrzymały fragment świata tak piękny, że warty utrwalenia.
Nie pominęli żadnego z ważnych elementów, a zarazem po mistrzowsku, z ogromną klasą, lekkością i wdziękiem wypełnili niepowtarzalną, osobistą i jakże ujmującą treścią każdy z nich.
Otrzymawszy rolę pierwszego skrzypka w ich weselnej orkiestrze, nie mogłem się nadziwić temu, co i jak przygotowali. Spisywałem skrzętnie na skrawku partytury najpiękniejsze momenty i pomysły jak medale, puchary i dyplomy dla rodziców, tort w kształcie fortepianu i wspólnie wykonana piosenka o ich zaplątanej na śmierć miłości, niczym drugi pierwszy taniec, w którym wyrazili chyba wszystko, czym może być pełna zachwytu miłość mężczyzny do kobiety i pełna głębokiego oddania miłość kobiety do mężczyzny. Z tego co udało mi się spisać powstanie kiedyś libretto. I wiem już, kto napisze do niego muzykę i kto wystąpi w roli primadonny.
Zdumiewającym jest to, jak piękną i trwałą może być miłość ludzka. Jak niebywałe owoce rodzą się z troski o każdą chwilę i tego, kto jest nam dany. „Moje Szczęście”, „Moje Słońce” – Janek i Arleta – najbardziej „szurnięta” para, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Nie życzę im szczęścia, ale by jak najwięcej ludzi mogło doświadczyć tego, co zostało im dane.
– Sylwek
Wodzirej Double Wings