Wesele Asi i Artura
zabiorę Cię właśnie tam

Przyznam, że przeczuwałem trudność w prowadzeniu tego wesela. Istotna większość gości była w wieku Rodziców Asi i Artura, a przy tym byli to ludzie niezwykle eleganccy.
Doprowadzenie do sytuacji, w której podstawowym obiektem ich zainteresowania stanie się parkiet, jawiło się jako nie lada wyzwanie! I wyzwaniem byłoby to z pewnością gdyby nie…
…gdyby nie ich własny zapał, luz, swoboda i pasja do płomiennej zabawy! 🙂
Naprawdę, takich gości życzyć sobie może każdy wodzirej!
Tak naprawdę, właśnie jako wodzirej nie miałem na tym weselu zbyt dużo do roboty. Jak to zwykle w takich sytuacjach czynię – byłem po prostu muzykiem. Ludziom tym bowiem naprawdę wiele nie trzeba było, by się dobrze bawili. Wystarczyło zagrać kilka pierwszych nut piosenki, a stoły, przy których jeszcze chwilę temu spożywano posiłek pustoszały. Na parkiet zaś ze sceny naprawdę miło było popatrzeć! 🙂
Zdecydowanie – pokolenie Rodziców Asi i Artura „rządziło” w tę noc na parkiecie! Gdzieś już w okolicach czwartej nad ranem, dało się zauważyć istotną aktywność młodszego pokolenia. Namówili mnie na Macarenę, a że łatwo i chętnie podchwyciłem zaproponowany kierunek, to za jednym zamachem zatańczyliśmy jeszcze Waka Waka, Danza Kuduro, Stasia i nieśmiertelne YMCA. Ten blok zamykała Lady Gaga – na specjalne zamówienie Taty Artura. 🙂
Taki drobny, dyskotekowy przerywnik w ramach eleganckiego balu! 🙂
Kończyliśmy w spokojnym tonie, pozwalając zarówno gościom jak i sobie samym na życzliwe „podglądanie” wtulonych Nowożeńców, kołyszących się rytmicznie w rytm starych, dobrych polskich ballad o miłości. Ostatnie słowa przez nas wyśpiewane brzmiały niczym obietnica – „zabiorę Cię właśnie tam, gdzie szczęściu nic nie grozi”.
Gdy tak już po oficjalnym zakończeniu siedziałem sobie z Ojcami Nowożeńców rozmawiając swobodnie czułem, że coś istotnego dokonało się tej nocy. Elegancja i luz, forma i treść były bardzo, bardzo blisko siebie.
Asiu, Arturze!
Dziękuję – tak po prostu! 🙂 Życzę Wam jak najwięcej tak wdzięcznych chwil, jak te, które spędzić mogliśmy razem w gościnnych progach Chruszczewskiej Dalii.
Trzymajcie się! I do zobaczenia gdzieś kiedyś jeszcze! 🙂
– Sylwek
Wodzirej Double Wings