Wesele Basi i Krzysztofa
baaaardzo ciepły luty 🙂

Zdaje się, że już nieco zapomniałem ten szczególny smak kameralnych wesel. Zeszłoroczne poślubne świętowania nieco nas już przyzwyczaiły do „wielkoformatowych” rozwiązań i właściwego dla nich stylu i metod działania.

Dlatego też, gdy dostrzegłem jeszcze przed przyjazdem Basi i Krzysia ową garstkę niespełna czterdziestu paru gości, z których istotna część stosownie była ode mnie starsza odczułem, że rozmach nie będzie dominującą nutą, jaka tej nocy w progach Prząśniczki wybrzmi. I jak teraz, z perspektywy późnego niedzielnego wieczoru na to spoglądam, to dostrzegam, że w tym właśnie chyba paradokslanie zawarte było piękno tej weselnej nocy.

Taki kontekst spotkania i współuczestniczenia w świętowaniu uniemożliwia jakiekolwiek schowanie się, ukrycie za parawanem, dystans, który oddzielałby Ciebie – osobę bądź co bądź zatrudnioną – od tych, którym swoją pracą i zaangażowaniem służysz. Tu wszystko widać, słychać, wszystko jest bardzo bezpośrednie, osobiste, momentami wręcz intymne, stajesz się członkiem małej społeczności i Twój sposób oddziaływania na nią oraz odpowiadania na jej inicjatywy staje się bardzo bliski i bezpośredni.

Tu się naprawdę „szyje rozwiązania na miarę”!

Tu słychać każdą rozmowę, widać każdą twarz, zauważasz każdego kto wchodzi na parkiet i każdego, kto go opuszcza. Wspólny śpiew wzbudza emocje nie w skutek jego potęgi, zrodzonej z ilości zaangażowanych weń osób, ale z racji na bezpośrednie ciepło, jakie tylko w kamaralnym gronie można uzyskać – niczym przy ognisku!

Wszystko staje sie bardzo osobiste, bardzo bezpośrednie i bliskie. I w takim kontekście tym bardziej, tym mocniej odbiera się momenty, gdy udaje Ci się wokół jednej sprawy zgromadzić wszystkich, podsunąć myśl niemalże wyszeptaną, którą przyjmą za swoją własną. Albo innym razem zgromadzić ich razem na jednej „łódeczce”, którą potem rozchuśtają z rozmachem, którego nie powstydziłoby się nie jedno „wielkoformatowe” wesele.

Bliskość i ciepło, to niemalże synonimy kameralności. Spotkania międzyludzkie stają się głębsze, bardziej treściwe, poważniejsze i dające więcej radości. I chyba nam się to z Hubim na dobre udzieliło. Gdy dzień później mknęliśmy autostradą do domu, czułem, że obaj mamy ogromną satysfakcję i jakiś szczególny rodzaj dumy, wynikający z możliwości oddziaływania na kształt tak wdzięcznej weselnej nocy i współtworzenia owych chwil, które z taką zdumiewającą pewnością siebie dołaczyły dziś o poranku do grona powabnie uroczych wspomnień.

Takie wesela pamięta się długo!

Basiu, Krzysiu!

Bardzo Wam dziękuję! I trzymam kciuki, za Wasze ciche, ukryte przed blaskiem kamer i fleszami aparatów spektakularne zwycięstwa. „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Z tym większą frajdą przymykam oko, na Wasz zdecydowanie zbyyyyt dłuuuuugi pierwszy taniec. 😉

Dużo dobra dla Was!

– Sylwek

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings