Wesele Beaty i Janusza
czyli świat z wielkiej sceny widziany

Artystka Malarz i Specjalista od Energii Jądrowej
Czegóż można się spodziewać po tak zróżnicowanym zestawieniu? 🙂
Spotkałem się najpierw z Januszem. Dość szybko wspólne inżynierskie korzenie (PW rządzi! ;)) stworzyły kompatybilny i precyzyjnie zsynchronizowany interfejs o dużej przepustowości i niskiej stopie błędów, umożliwiając sprawne przesyłanie dobrze zrozumiałych komunikatów bez potrzeby retransmitowania jakichkolwiek wiadomości. 😉
Za drugim razem spotkaliśmy się już w trójkę. Tym razem do głosu doszedł artystyczny ekscentryzm i wrażliwość na wartości istotnie ważniejsze niż plecak z portfelem, dokumentami, kartami bankomatowymi, parasolem oraz kluczami od domu i samochodu.
Wracałem do domu lawetą – razem ze swoim „Srebrnym Szerszeniem…” 😉
Te wydarzenia jednak istotnie nas do siebie zbliżyły i dały poczucie, że kuć będziemy razem wspólny los w zbliżającą się sobotnią noc.
Kuźnia Napoleońska
To była zdecydowanie jedna z największych scen w naszej dotychczasowej historii! Prawie półtora-metra nad ziemią, z powierzchnią, na której bez problemu zmieściła by się orkiestra. Fajnie oświetlona. Super! Żadnych, dosłownie żadnych problemów akustycznych – ani na scenie, ani na parkiecie. No, może poza jeszcze przed-weselnymi kłopotami z zasilaniem, kiedy to przez kłopoty z jednym z kabli – oczym przekonaliśmy się dopiero po dłuższych poszukiwaniach – regularnie wyskakiwały korki odcinając nas kompletnie od prądu. Na szczęście uporaliśmy się z tym kłopotem na czas. 🙂
Nie ma jak u mamy
Za każdym razem, gdy śpiewam tę piosenkę, czuję się jak mały urwis, którego mama kocha nad życie.
Śpiewaliśmy ją razem z gośćmi jeszcze przed rozpoczęciem zabawy ciesząc się jak dzieci widokiem wzruszonych mam.
Nat King Cole – Around the world
Nie wiele brakowało, a tańczyliby zaledwie trzydzieści sekund. Było dla mnie jasne, oczywiste, że będą tego żałować. Namawiałem ich jak tylko mogłem, by dali nam szansę nacieszyć się ich widokiem, a sobie – czas i okazję do wspomnień. Wytrwali, do ostatniej nuty, do ostatniego słowa – „for I have found my world in you”.
Pasjonaci szachów i berneńskich psów pasterskich
Ale to nie wszystko o nich. Beata uwielbia sery pleśniowe, a Janusz żeglarstwo. Wiosną wykopali staw, a telewizor ciągle stoi niepodłączony – za bardzo im szkoda czasu, za dużo go mają dla siebie, dla swych przyjaciół, psów i swoich pasji.
To tylko jedne z nielicznych motywów, do których tej nocy układaliśmy wariacje. Sami mieliśmy frajdę wyborną grając poraz pierwszy na nowo (już po raz szósty) ułożony układ setów – świeżość, nowość, zaskoczenie – jednym słowem wiosna!
Wykuliśmy świt z dźwięków, słów i obrazów miary przedniej i próby wartej zapamiętania. Słońce witało nas miło niczym kowala po dobrej robocie. A jeszcze tydzień później zadzwonili, by powiedzieć, że jak tylko będę gdzieś obok, to żebym wpadł choć na chwilę.
Super! Tylko jak ja sobie z tym kolegą w furtce poradzę? 😉
Najlepsze dla Was – Szaleńcy!
Dzięki za świetny czas! 🙂
– Sylwek
Wodzirej Double Wings