Wesele Edyty i Karola
Dzieci gór

Nie, nie pochodzą z gór. Bliżej już im do zielonego Podlasia niż do skalistych urwisk i szczytów budzących grozę. Niemniej góry wyryły w ich sercach piętno niezmywalne, trwałe, niezmienne.

Gerlach.

Z czym jeszcze może im kojarzyć się ów szczyt? Co jeszcze ma moc wpisać się w ich historię równie wyrazistą linią?

Czy cokolwiek innego może rodzić równie doniosłe wspomnienia i wdzięczność?

Zaręczeni na Gerlachu

Gdy po północy oglądaliśmy zdjęcia między innymi z ich zaręczyn zrobiło mi się trochę szkoda. Wybór, którego dokonałem w kontekście wydarzeń związanych z własnymi zaręczynami i ślubem – treść czy forma – nie był konieczny. Posiąść można i jedno i drugie. Zdaje się, że im się to udało.

Ze szczytu leci się daleko i widzi się więcej.

Serce otwarte na oścież

Znałem Go od dawna. I słyszałem wielokrotnie jak odsłaniał przed innymi różnorakie doświadczenia swego życia. Nie powinienem więc być tym razem zaskoczony. A jednak!

Stałem z szeroko otwartymi oczami, gdy kolejne frazy jego podziękowań – dziadkom, chrzestnym i wreszcie rodzicom – wychodziły z jego ust. „Moje wędrowanie, moje upadanie, moje powstawanie… Wasze miłowanie”. Doprawdy – „wiele dni, wiele lat czas nas uczy pogody”… Nuciłem jeszcze sobie długo po ich weselu słowa tej piosenki, będąc zarazem wdzięczny, że właśnie ją wybrali, że mieliśmy możliwość ją zagrać, a potem razem ze wszystkimi (chyba sobie samym) zaśpiewać.

Kapela Sterdyniacy

Ten w najlepszym tego słowa znaczeniu ludowy odcień ich wesela, krył w sobie coś więcej niż tylko nawiązanie do tradycji. Przeczuwałem w tym jakiś głęboki szacunek do ludzi pokolenia ich dziadków, do ludzi wychowanych na Podlasiu, do życia, które nie spieszy się, by uchwycić to, co dziś uznajemy za modne.

Historia, która stworzyła Historię

Edytko, Karolu!

Oczekiwaliśmy na to wspólne spotkanie na parkiecie Waszego wesela długo. Nie brakło pewnie po Waszej stronie wątpliwości i to niemalże do ostatniego dnia. Później już razem śledziliśmy upływający czas tańcząc, śpiewając i patrząc, jak robią to też i inni.

Poranek przyniósł – prócz zmęczenia – wdzięczność.

Wiem, że jeśli kiedykolwiek w IPN’ie założą mi teczkę, śledząc rozwój moich poczynań (szczytnych i nagannych) czas tego wesela znajdzie tam z pewnością swoją rubrykę. Odnotują, że raz kolejny postanowiłem być człowiekiem prawym, choć nie wielu może zrozumie, czemu właśnie na weselu 😉

Trzymajcie się! Czas wspiąć się na K2!

Sylwek

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings