Wesele Eweliny i Krzysztofa

wielobarwna odsłona nocy

Opowieść nabiera barw i tempa w chwili, gdy na drodze E30 przy dość znacznej prędkości rozpruwamy koło od przyczepy zapakowanej sprzętem. Niespełna 3 miesiące temu przeżyliśmy już podobną sytuację. W owym czasie (choć było to do przewidzenia) było dla nas zaskoczeniem. Teraz nie dość, że było zaskoczeniem, to jeszcze nawet po fakcie trudno było uwierzyć, że to się mogło stać. Na dodatek tym razem… nie mieliśmy koła zapasowego.

Pospiesznie przepakowaliśmy sprzęt do samochodu. Zadzwoniliśmy do Karola (w ostatniej chwili odwołano mu wesele i wyjątkowo miał wolny weekend) i odczepiliśmy przyczepę. Maciek został – ja pojechałem dalej. Wesele rozpoczynałem więc w pojedynkę. I mimo, że jak sądzę radziłem sobie nie najgorzej to w takich chwilach wymownie ujawnia się siła pracy zespołowej. Na szczęście chłopaki dojechali w dobrym momencie…

Dużo dobrych momentów

…tych zaś na tym weselu nie brakowało.

Począwszy od bardzo serdecznego i po prostu fajnego przywitania Młodych, poprzez eleganckiego poloneza, różnorakie wspólne układy taneczne, rozmowy liczne i w różnych kontekstach, przy dobrej kawie i wykwintnych trunkach serwowanych przez barmanów, poprzez pokaz sztucznych ogni aż po taniec belgijski, który w kilkuosobowym gronie zatańczyliśmy o świecie. Dużo, naprawdę dużo dobrych momentów!

Jednym z niewątpliwych kluczy do dobrego klimatu całości byli sami Główni Bohaterowie. Bez dwóch zdań ich zaangażowanie, swoboda, dystans i życzliwość udzielały się wymownie każdemu, kto z nimi chwilę poprzebywał.

Świt w rytmie walca

Słychać było niemalże szepty, urocze szuranie stóp o parkiet w wymownym kroku na trzy – z razu w angielskim to znów wiedeńskim stylu. Kameralność, niemalże intymność poranka.

Nie wiem jak długo bawiliśmy się w ten sposób, nie mniej mam poczucie, że chyba jeszcze nigdy aż tak – aż nie chciało się kończyć i aż nie mogłem się nadziwić ile wdzięcznych odsłon może mieć prosty walc.

Ewelino, Krzysiu

Dzięki wielkie! Ście nas tak wyszperali, jak nic mocniejsze (choć mniej podwójno-skrzydlate ;)) propozycje odrzucając! Za to wdzięczność pierwsza i podstawowa. 🙂

Druga już taka bardziej subtelna, kameralna, taka, co ją tak w cztery oczy najfajniej się mówi: żeście – po prostu – byli, jacy byli i nas tak pięknie na swym własnym weselu ugościli! W swoim i Maćka imieniu – dziękuję! 🙂

Życzę Wam jak najwięcej takich wielobarwnych dni i nocy oraz tego uroczego dystansu, który w tym co jest upatruje najlepszego! Miejcie się pięknie i szczęśliwie! Niech Wam Pan Bóg błogosławi! 🙂

Trzymajcie się dzielnie!

– Sylwek

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings