Wesele Kasi i Andrzeja
słowiańskie w holiwoodzikim stylu
Ta polska kapela, której odkrycie zawdzięczam Andrzejowi wraz z ich „Jammin” oddaje dobrze to słowiańsko-zaatlantyckie połączenie tego czerwcowego wesela. Co prawda chłopakom z „Łąki Łan” bliżej chyba do Boba Marleya (przynajmniej w „Jammin”) niż Franka Sinatry (jego z Holiwoodem łatwiej byłoby nam identyfikować), nie mniej zaatlantycka krew w ich duszach (o ciałach nic nie wiem) z całą pewnością płynie. A że przysłużyli się wymownie do całokształtu tegoż czasu, to też wędrówkę ku Holiwoodowi rozpocznę od nich.
Ekipę mieliśmy przednią, iście słowiańską („To, co nasze jest, najlepsze jest, bo nasze jest!”, że tak zacytuję poetę ;)). Po początkowym raczeniu się raczej urokiem „Arkadii” (tak, tak, Sochaczew też ma swoją) i jej najbliższego otoczenia niż propozycją doświetlonego bardziej światłem słonecznym aniżeli scenicznymi reflektorami parkietu, nim zdążyło się na dobre ściemnić, a wdzięk rozmówczyń kusząco zapowiedział inne piękno – coś eksplodowało! Jakaś totalna fala energii zdmuchnęła nasze obawy (wodzireje już tak mają) o dalszy rozwój spraw. Gdyby Donatan grywał na weselach (choć kto wie, jak z nim jest ;)) miałby inspirację do kolejnego hitu!
Jak ja to lubię!!! Tę szczególną swobodę, swoiste zapomnienie się, w którym nikną lęki i więzy kompleksów. Tę radość i luz, w którym ciałem wyrazić możesz wszystko! Dawno nie zrobiłem tylu zdjęć na weselu (ale to temat na inną historię).
A jeśli już o Holiwoodzie mowa, to sceneria przepiękna! Ślub w plenerze, pogoda cudna, pięć druhen w czerwonych (różowych?) sukniach (drużbom aż tak uważnie się nie przyjrzałem ;)) i Młodzi, u których Michael Buble chętnie by pewnie na żywo do posiłku zagrał.
A wszystko w lekkim klimacie, z dużym dystansem, swobodą, serdecznie i pogodnie. Rewelacja!
„I give it to you baby the woman say”, „Szukaj u nas idealnych żon”, „There’s a song that’s inside of my soul”
All the best for you, Zuchy!!! 🙂
– Sylwek
Wodzirej Double Wings