Wesele Kasi i Marcina
czyli Asereje po piątej nad ranem

Myślę, że z powodzeniem mogę powiedzieć, że mam trzy domy – w Warszawie, Czarnieckiej Górze i Ostrołęce.

W te niezwykle ciepłe jak na październik wieczór i noc uczestniczyliśmy w świętowaniu tuż obok tego trzeciego, w eleganckim Zajeździe Hubus, w Grabowie pod Ostrołęką.

Szlaki do tego spotkania przetarli nam już Kasia i Sylwek, z którymi nieco ponad rok mieliśmy okazję świętować. Tym razem role się odwróciły – Państwo Skóreccy byli gośćmi, głównymi bohaterami zaś – Państwo Gajewscy 🙂

Na starcie jednak, a właściwie jeszcze przed nim, mieliśmy bardzo poważne kłopoty…

Niespodzianka

To wesele miało być „chrztem bojowym” naszego nowego liniowego systemu nagłośnieniowego. Chrzest w warunkach „laboratoryjnych” miał miejsce rzecz jasna wcześniej i bohater wypadł znakomicie. Tym razem (o złośliwości rzeczy martwych) nasz bohater zawiódł…

Prawy sobwoofer odmówił współpracy, co przy aktywnym systemie oznaczało dla nas spadek mocy z 1200 do 600 W i zamiana przestronnego stereo, w mono oparte na jednym źródle dźwięku. Sala – duża. Gości – prawie dwieście osób.

Jakakolwiek dalsza awaria groziła katastrofą…

Karol – Wodzirej Double Wings, z którym rok wcześniej hałasowaliśmy u Kasi i Sylwka, a który właśnie był na etapie rozstawiania sprzętu przed imprezą w Warszawie, był najbliżej rozwiązania naszego, pod-ostrołęckiego problemu.

Kilka telefonów i za pośrednictwem naszego znajomego zaprzyjaźniona firma ViVi Sound dowozi nam z Warszawy sprawny sobwoofer.

Impreza jednak – z konieczności monofonicznie rozgrzewana – zdążyła się już na dobre rozkręcić. Dołączony stereofoniczny dopalacz był już tylko niczym drugie skrzydło (ech, Double Wings ;)) dla świetnie radzącego sobie z jednym, odważnego i żądnego wrażeń orła.

Był ogień

Marcin, przewodził! Był obecny i zaangażowany (jakby świadomy, że wysokość lotu zależy w dużej mierze od niego). Kasia wdzięcznie dotrzymywała kroku.

A wyginaliśmy się różnorako i wielokrotnie, przebierając się to w to, to w tamto, zaczepiając, tudzież pozwalając się zaczepiać przez Gości. Brykaliśmy w różnych klimatach, różnych barwach i z różnym natężeniem. Nie zabrakło też wspólnego śpiewu (to zawsze bardzo zbliża).

Planowany koniec (zgodnie z cichym planem, skrzętnie ukrywanym przed Młodymi ;)) nie nadszedł w zaplanowanym czasie. Piąta miała być pożegnaniem, my zaś jeszcze sporo później – zatańczyliśmy Asereje.

Kasiu, Marcinie!
Dziękuję Wam za ten wspólny czas. Jeśli Bóg istnieje, to tak naprawdę wszystko co dobre, nigdy się nie kończy. Świadomości tego i doświadczania realności tej prawdy na co dzień życzę Wam całym sercem!

Trzymajcie się!

Pozdrawiam Was serdecznie w imieniu swoim, Magdy i wszystkich Zuchów Podwójno-Skrzydlatych!

Miejcie się pięknie 🙂

– Sylwek

Echo
PS.
Następnego dnia, w niedzielę poszedłem na Mszę z Magdą i Dziećmi na 20tą do Klasztoru (to przez wiele lat, w dzieciństwie i okresie młodzieńczym była moja parafia). Spotkaliśmy tam Gosię i jej Chłopaka, którzy bawili się razem z nami na weselu.

Gosia pełniła rolę świadkowej. Z Kasią znają się od przedszkola. Jak się już po Mszy okazało coś szczególnego łączy nas jeszcze, prócz dobrych wspomnień z minionej nocy. Zarówno Kasia, Gosia jak i ja – lubimy Moją Mamę 🙂

Nie wiem jak One, ale ja – bardzo!!! 🙂

PS.2.
Nie zdążyłem jeszcze dokonać ostatnich korekt tego wpisu (przed oficjalnym upublicznieniem go), a Kasia Skórecka już zdążyła kliknąć poniżej facebook’owego lajka. Dzięki! 😉 Fajnie było Was raz jeszcze zobaczyć (nic się nie zmieniliście ;))

Ave Gajewscy i Skóreccy!
(No i „Double Wings” wyszło raz jeszcze ;))

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings