Wesele Magdaleny i Ryszarda
wygraliśmy ten mecz jak nic!
I choć może pewnie na stadionie we Wrocławiu nikt nie wiedział o naszych późnowieczornych, nocnych i wczesno-porannych zmaganiach, to jedno jest pewne – nasi tutaj wygrali!
Hotel Promenada
Uwielbiam grać w takich miejscach! Duża scena dla zespołu, duży parkiet, fajnie rozlokowane stoły, przestronnie, a zarazem kameralnie, dobra akustyka, zmyślnie rozwiązane oświetlenie – super! A gdy do tego dołożyć jeszcze dobre jedzenie, to już naprawdę nie wiele Ci trzeba.
Elegancki początek
Magdę i Ryszarda witaliśmy w przestronnym, a zarazem przytulnym holu – zwykłym, prostym chlebem. On też chwilę później stał się powodem i okazją do krótkiego spotkania twarzą w twarz pomiędzy każdym z gości a Państwem Młodych. Brzemienny w treści symbol dzielenia się chlebem.
Chwilę potem przeszliśmy długim i szerokim korytarzem na salę, gdzie wznieśliśmy toast za zdrowie Młodych, oni zaś życzyli nam dobrej zabawy.
Wariantów zdjęć grupowych było wystarczająco dużo, by każdy miał okazję pokazać swój najlepszy profil. A chwilę po eleganckim polonezie wybrzmiały nie pozostawiające obojętnym chyba nikogo z obecnych dźwięki z musicalu Havana Nights.
Do you only wana dance? – Yes, I do!
I poszło…
Najważniejszy powód zwycięstwa
Poooo raaaaaz koooooleeeejnyyy się przekonuję, że to NAJWAŻNIEJSZY ELEMENT SUKCESU każdego wesela: FAJNI GOŚCIE!
Nie chcę jakoś pomniejszać naszego wkładu w to wesele, bo z pewnością było on istotny nie mniej nic, dosłownie NIC nie zastąpi fajnych gości – gości, którzy chcą się bawić, którzy chcą tańczyć, których nie trzeba długo prosić o zrobienie czegokolwiek, którzy podejmują własne inicjatywy i z pasją angażują się we wszystko, co jest im proponowane.
Nie da się tego przecenić!
Czarne Konie Konkursu Konkursów
Obecności rodziców Ryszarda, nie sposób było na parkiecie nie dostrzec (z całą pewnością swoje prawie dwa metry wzrostu Pan Młody odziedziczył po swoim Tacie ;)). Natomiast prawdziwy pokaz pasji do zabawy w wykonaniu Rodziców Magdy obejrzeć mogliśmy podczas oczepin, w trakcie Konkursu Konkursów.
Widok radości Taty, w chwili gdy Mama pokonała w hokeja swoją o młodszą o ponad dwadzieścia lat przeciwniczkę spokojnie zestawiać można z widokiem Błaszczykowskiego po strzeleniu bramki w meczu z Rosją.
Był to widok tak ujmujący, tak wzruszający, a zarazem tak niebywały, że myśl o jakiejś głębokiej prawdzie życia – o przemijaniu, o wierności, o zachowaniu przez lata dziecięcej radości i prostoty – wpakowała się w mój umysł niczym piłka w siatkę bramki, pozostawiając mnie z szeroko otwartymi ustami i opróżniając z mej głowy ostatnie skrawki pamięci o tym, że w tej scenie miałem odegrać rolę Tomasza Zimocha.
Rewelacja!!!
Zwycięski mecz
Gdy na piętnaście minut przed końcem spotkania dostałem informację, że Polska przegrywa z Czechami jeden zero zrobiło mi się smutno. Myślę, że nie tylko mi. W tym też momencie postanowiłem samozwańczo zwolnić się z wyznaczonej mi funkcji i nie poinformować gości publicznie o aktualnym wyniku meczu. Była to bowiem wiadomość niepotrzebna, niekonieczna i niewpisująca się w klimat, jaki nam towarzyszył.
Wiadomość o przegranej reprezentacji Polski z Czechami uświadomiła mi raz kolejny, że w życiu poszczególnych ludzi tak naprawdę istotne są inne „spotkania”. Istotne są te, których wynik zależny jest od nas, te których losy zależą od naszych wysiłków, naszych umiejętności i naszego osobistego zaangażowania.
Tak naprawdę wygrywamy tylko te mecze, w których sami jesteśmy zawodnikami, w których bieg piłki po murawie zależny jest od naszych kopnięć i od tego jak dużo z siebie damy.
I tej świadomości i płynącej z niej pasji i zdeterminowanego dążenia do zwycięstwa – życzę Wam!
Magdaleno, Ryszardzie – witajcie na małżeńskiej murawie! 🙂
– Sylwek
Wodzirej Double Wings