Wesele Marty i Adriana
czyli historyczne zamówienie

Pamiętam, że Magda wyjechała z dziećmi do Rodziców, gdy późnym wieczorem spotkaliśmy się u nas w domu po raz pierwszy. Wtedy też zapadła decyzja.

Później, przy Pizzy w Promenadzie uzgodniliśmy rozbudowę oprawy Mszy św., ostateczny repertuar piosenek i kilka innych szczegółów.

A potem to już była sobota…

Msza św.

Nie wszystko udało się nam zagrać. Na Mszy (w uroczym, starym Kościele w Kampinosie) obecny był też organista i wypadało, byśmy ustąpili mu nieco miejsca (bądź co bądź był on gospodarzem, my zaś gośćmi). I myślę, że to było dobre rozwiązanie.

Ostatecznie zagraliśmy w siedem osób (wdzięczny, jednoosobowy prezent dla Marty i Adriana w postaci Gosi Grot, która wsparła nas wokalnie). Na skrzypcach oczywiście mistrz Wojciech Walasek Junior.

Pogodny początek wesela

Czasem początkom wesel towarzyszy lekkie napięcie, jakby głównym aktorom (Młodym i Rodzicom) ciążyła powaga chwili i troska o to, jak uroczystość ostatecznie wypadnie.

Tu zdawało się wyczuwać wyjątkowy spokój i lekkość – tak ze strony Marty i Adriana jak i ich Rodziców.

Imiennie, serdecznie i wszystkich

Przedstawianie Gości, przez Parę Młodą to dobry zwyczaj. Wiele dobrych słów w takich chwilach pada i zawsze coś ciekawego o kimś można się dowiedzieć, a ów ktoś ma możliwość usłyszenia (publicznie wypowiedzianych) tych dobrych rzeczy o sobie, których być może wcześniej w ogóle z czyichś ust nie słyszał, albo słyszał bardzo dawno.

Wyśmienita kuchnia

To bez wątpienia można powiedzieć o Chabrowym Dworku w Teresinie. Rewelacyjne jedzenie, elegancka obsługa, pozytywne nastawienie, otwartość i elastyczne podejście do muzyków i prowadzących imprezę.

Czegóż więcej życzyć może sobie wodzirej? Pięknego otoczenia?! – kurcze, też to mają! 🙂

Szalona

Że mamy tę piosenkę w repertuarze zasadniczo milczę (polityczne względy 😉 Tym razem przemilczeć jej nie chcę. Było to bowiem jak dotąd (może nie najlepsze), ale z pewnością najciekawsze jej wykonanie. I to wcale nie tylko dlatego, że graliśmy ją do kompletnie pustego parkietu (a zdawała się być tak zniewalającym i ujmującym tłumy hitem 🙂 Tak naprawdę, to graliśmy ją do (bo dla raczej nie) grupy młodych ludzi (których na imprezie była znacząca większość) siedzących przy stołach.

Myślę, że jakiś istotny kanał dowcipu (prześmiewczość) uruchomiła się we mnie w ciągu tych kilku minut, w ramach których regularnie, wraz z pierwszymi słowami refrenu pozdrawialiśmy „chłopaków z Milano”.

Zdaje się, że siedzącym przy stole ów kpiarski dowcip przypadł do gusty bardziej niż sam hicior. Nie mniej na parkiecie się nie pojawili.

Dranie… 🙂

A wszystko dlatego, że to ich czwarte wesele w tym miesiącu
To była druga niespodzianka, jakiej doświadczyłem ze strony Gości (pierwszą była inicjatywa cukierkowa ze strony Starostów) – młodzi (nie mylić z Parą Młodą) nie wychodzili przez długi czas na parkiet. Aż ich już potem nie chciałem „ciągać”. Dobrze im tak, to niech siedzą. Oczywiście z czasem się ruszyli, ale jednak zaskoczeniem było dla mnie, że tak późno.

Większym jednak i głównym zaskoczeniem było to, co i w jakiej ilości (w sensie liczby osób) mówili nam po imprezie, a czego samozwańczo tutaj cytować mi nie wypada. Zaskoczeniem właśnie w kontekście owego siedzenia przy stole. I kto by pomyślał 🙂

Ciekawym i bardzo mnie cieszącym były wyrazy uznania dla braku z naszej strony inicjatyw zmierzających w kierunku przysłowiowego „jednego”, co jak zapewne nie trudno się domyślić z uznaniem spotyka się nie zawsze.

The time of my life

Myślę, że zupełnie niechcący Marta i Adrian spełnili jedno z największych marzeń Magdy. Jeszcze jak były siksami, to razem z Izką i Agawcią odtwarzały najciekawsze układy (i figury) z tańca głównych bohaterów filmu, dla którego ta piosenka stała się głównym tematem.

Przez ostatnie kilka miesięcy Magda przypominała mi przy różnych okazjach swoją dawno wypowiedzianą prośbę, bym zaaranżował ją dla nas. Wymawiałem się brakiem czasu i trudnością utworu. Teraz stanąłem przed koniecznością – Marta i Adrian zamówili „The time of my life” z Dirty Dancing.

Rewelacyjny utwór! Po raz kolejny przekonuję się, że to niby banalne granie na weselach pozwala się ocierać o utwory, które od dawna ujmują, a do zrobienia i zagrania których nie było ani okazji ani motywacji.

Oczywiście jeszcze na próbie ustaliliśmy, że zagramy to po północy, kiedy to tradycyjnie mam już nieco zachrypnięty głos (a co w tej piosence bynajmniej wadą nie jest 🙂

Super! Jak najwięcej takich zamówień!

Z pozdrowieniami dla Nowożeńców
Marto, Adrianie!

Jesteście właśnie na swoim małym Miodowym, odsypiając może jeszcze trochę tę sobotnią dłuuugą noc.

Na Waszej nowej, choć zarazem już Wam po części znanej drodze – serdecznie Was pozdrawiam i życzę, jak najwięcej dobra.

Trzymajcie się!

Sylwek & Double Wings

PS.
Coaching is fine! 🙂

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings