Wesele Moniki i Łukasza

„Harcerze rządzą III”

Dobre historie aż się proszą o kontynuację. Wcześniej czy później znajdzie się ktoś, kto dojdzie do wniosku, że nie można dłużej czekać i marnować takiej okazji.

Po słynnej już w kręgach około-lubelskich harcerzy (jak to Karol swego czasu powiedział „Lublimy Lublin” ;)) adaptacji historii Magdy i Konrada Tota (sławnych postaci w kręgach islamskich ;)) czuło się, że bomba z opóźnionym zapłonem została podłożona. Pytaniem było jedynie – pod czyim sercem?

Moja zakończona w czwartej klasie podstawówki edukacja harcerska nie pozwala mi zachowywać pewności w domysłach nad powszechnie stosowanymi w tym gronie metodami rozdzielania losów. Fakt faktem – padł na Monikę i Mateusza Polaszek. Spotkanie z nimi odsłoniło mi historię narodzin harcerstwa w Kraśniku i wpływ założyciela, nad którego grobem do dziś się spotykają. Ogień zapłonął, a historia nabrała nowego smaku, charakteru i treści.

I tam też dostrzegłem dwoje „Płetwonurków” (utrwalone zostało na zdjęciu jak razem nurkują ;)), którzy stają się klamrą spinającą tej opowieści, a zarazem bohaterami głównymi jej trzeciej odsłony.

Dostrzec ich bynajmniej nie było trudno. Gdyby nie mucha i krawat, które wówczas nosili, Mateusza od Łukasza i Łukasza od Mateusza chyba bym nie odróżnił (w części trzeciej w tym względzie dokonuje się stosowna zamiana, więc nadal odróżniać mi się udawało). Ona zaś – no cóż, po prostu była ładna. 🙂

Sprawdzone formy nużą się jedynie wówczas, gdy nie jesteś twórczy i żyjesz historiami, które stanęły w miejscu. Dlatego właśnie stare dobre małżeństwa ciągle lubią się całować i dlatego zapewne tak my (Hubi – serdecznie!) jak i ujmujący młodzieńczą energią zespół By The Way raz jeszcze rzucaliśmy blask na gwiazdy tego wieczoru. A było ich i tym razem – jak to u harcerzy – wiele.

Nie osiągnięte szczyty czynią nas wielkimi, ale droga, którą musieliśmy przebyć, aby je osiągnąć. Szczyt jest jedynie zwieńczeniem. Piszę to, by nawiązać do tej wspólnej drogi, jaką razem z Moniką i Łukaszem w trakcie ich wesela przebyliśmy. Była to droga strategów – czujnych, zatroskanych, obserwujących i podejmujących decyzje. Scenariusz był jedynie punktem odniesienia, mapą. Ścieżki i tempo wędrówki dobierane były na bieżąco. Osobiście odczułem w tym ogromny smak. Przeczuwam, że i w nich nie pozostało to bez echa. Historia przez to nabrała osobistej treści i wymownego piękna, niczym ikony wyrzeźbione przez Mateusza, które ofiarowali Rodzicom.

Tak zamykam tę opowieść wdzięczny co najmniej potrójnie. Życie każe mi iść dalej (co by smak pocałunków rozkwitał ;)). I choć być może kolejna eksplozja wzbudzi nie znane mi już harcerskie serca, to przeczuwam wymownie smak tej radości, jaka będzie jej towarzyszyć.

Najlepsze dla Was, Zuchy dzielne! (wybaczyć raczcie tę degradację w stopniu ;))

Ściskam serdecznie Waszą całą Drużynę i z dumą wciągam sztandar chwały na maszt!

Niech Wam Pan Bóg błogosławi!

– Sylwek, Wodzirej Double Wings

PS.
Dla tych z Was, co historię tę śledzicie jedynie z opisu dodam, że Drużyna Tota spodziewa się potomka (Zosia bynajmniej nie schodziła często z parkietu). W Drużynie Polaszek I urodziły się bliźniaczki. Nie wierzę, że Monika i Łukasz zignorują to wyzwanie. 😉

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings