Wesele Sylwii i Kamila
I’ve got you

To była bardzo urocza noc. Niezwykle wdzięczna sceneria Dworku na Wodoktach, ciepły i kameralny klimat na sali, dużo luzu, dużo lekkości, dużo serdeczności i naprawdę fajnej zabawy.

Wodzierej nie jest od tego, by SIĘ fajnie bawił na czyimś weselu, nie mniej jeśli do tego dochodzi to jest to albo wynikiem jego błędnych wyborów, albo jakiegoś istotnego przełamania barier, granicy, którą pokonać może tylko ludzka serdeczność, otwartość, życzliwość.

Trudno się dziwić, że nam wszystkim wiatr wiał w plecy, skoro wznosiliśmy się razem w tym samym kierunku.

Jak nic, było nam razem po drodze! (mlecznej rzecz jasna ;)) Niezwykle barwna noc!

Sprzymierzeniec czy przeciwnik?

Sytuacja, w której parkiet jest pusty (choćby przez moment) nie jest dla wodzireja komfortowa. Przywykliśmy bowiem troskę o to, co dzieje się na parkiecie traktować jako jego podstawowy obowiązek. W tym sensie urocza sceneria na zewnątrz (a z taką mieliśmy tu do czynienia) – jeśli nie przyjmie się właściwej optyki widzenia – jawi się jako kłopot, przeciwnik, potężny konkurent wobec zabawy na weselu.

I tu uwydatnia się niezwykle istotna, choć subtelna i łatwa do przeoczenia różnica: „zabawa na weselu”, a „zabawa na parkiecie”. Podstawowym obowiązkiem wodzireja nie jest troska o parkiet, ale… o to, by gościom na weselu było po prostu dobrze. W tym sensie „pustoszenie parkietu” nie musi oznaczać, że wodzirej nie sprawdza się w swojej roli, ale że centrum zabawy, przenosi się gdzie indziej.

Za świadomość tej różnicy jestem Sylwii i Kamilowi szczególnie wdzięczny! 🙂

A co by czytelnicy nie wyciągnęli błędnego wniosku, że tej nocy podstawowym atrybutem parkietu był brak bawiących się na nim gości, to też zamieszczam krótki filmik ilustrujący kilka wdzięcznych odsłon z tego niespełna 60-osobowego wesela. 🙂

Niezwykła Babcia

Wnikliwi obserwatorzy dostrzegli z pewnością w szeregach panien pobrykujących Can Cana dostojną Damę w podeszłym wieku. Uwaga! Ta Pani zatańczyła również Obyrtkę! (łobeznani w temocie wiedzom, ile siły tsa, co by łobyrtke wartko zatońcyć) A nie wiele brakowało a zatańczyłaby i Waka Waka, ale jej chyba wodzirej intensywnymi pobrykiwaniami argumentów stosownych do rezygnacji dostarczył. 😉

I tu szok największy! Informacja, która nie pozostawia obojętnym. Ta Pani ma… 84 lata!

To są rzeczy, które nas, wodzirejów, przerastają. Czujesz, że stajesz wobec czegoś bardzo wielkiego, bardzo doniosłego i uroczego. I rodzi się w Tobie wdzięczność, że możesz w tym brać udział. (No i marzy się, by tak w branży móc pozostać do wieku choćby o dychę mniejszego. ;))

Radość i wdzięczność

Wdzięczność towarzyszyła mi w bardzo wielu momentach tego wesela. Nie stawiając sobie tego za cel, naprawdę dobrze SIĘ na tym weselu bawiłem. To zawsze jest owocem tego, jak traktują Ci ludzie uczestniczący w zabawie – jak do Ciebie się odnoszą i za kogo Cię uważają. Starając się zachować stosowną granicę, unikając poufałości, wielokrotnie czułem się „jednym z nich” i wielokrotnie to nie ja zapraszałem ich do wspólnej zabawy, ale oni – mnie.

Mega Szybka Para Młoda!

Znaleźć w środku lata na tydzień przed weselem lotnego (podwójno-skrzydlatego ;)) wodzireja raczej nie jest prosto. Ale z tego, co zdążyłem się zorientować Oni chyba tak mają – mega szybkie akcje wychodzą im najlepiej! 🙂

Sylwio! Kamilu!

Dziękuję! I za wspólną kawę w PKP Falenica, i za Wasze zaproszenie nas, i za Waszą pogodną, zaangażowaną i „z dobrą optyką” postawę na weselu. Frank Sinatra solidnie namieszał nam wszystkim w głowach i sercach. Te obrazy, te dźwięki, ten klimat… echo pozostanie na lata.

I’ve got you! You’ve got me!

Dzięki! Wielkie i serdeczne – ode mnie i Huberta!

Miejcie się pięknie, szczęśliwie i razem! 🙂

– Sylwek

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings