Wesele z salsą
Ania i Sławek

O tym, że salsa łączy nie tylko dwoje ludzi w tanecznym układzie, ale też całe rodziny, pokolenia, wspólnoty i Młode Pary mogłem się przekonać w poprzednią sobotę prowadząc wesele jako wodzirej u Ani i Sławka.

Gdybyście widzieli tę listę muzycznych życzeń sami byście się zastanawiali czy na to wesele nie powinien był mi się przydać język hiszpański bardziej niż polski. Ale nie, sprawdziłem jeszcze raz ich nazwiska i przypomniałem sobie nasze spotkania w okolicach kościoła Św.Jakuba przy Placu Narutowicza w Warszawie, na których ustalaliśmy prawie wszystkie szczegóły ten niepowtarzalnej nocy. Wszystko się zgadzało. Polacy z krwi i kości, tylko serca i nogi okazały się latynoskie 🙂

Dla zmyłki początkowa część ich pierwszego tańca była polska, ciepła, romantyczna, łagodna i „niebieska” w wykonaniu Grzegorza Tomczaka. Kiedy po jej zakończaniu zagrzmiały brawa, Sławek obejmując Anię, gestem wzniesionej ręki uspokoił Gości, ale tylko na chwilę. Bo kiedy tylko zabrzmiało gorące „Yo No Se Manana”, a oni rzucili się w wir tanecznego układu, ręce gości rytmicznym wyklaskiwaniem ruszyły za nimi.

I to był już pierwszy sygnał, że Goście będą za nimi podążali na parkiet i po parkiecie. Chwilę po wybiciu godziny 21 Ania ze Sławkiem zaprosili wszystkich na parkiet. Zaczęło się od konkursowego pytania o okoliczności zaręczyn Młodej Pary. Odpowiedź padła natychmiast, a jej dopełnieniem było odśpiewanie Apelu Jasnogórskiego. Można by rzec, że to było wypełnienie ich prywatnych Ślubów Jasnogórskich 🙂

Chwilę później szaleliśmy z, pod, wokół i na chuście Klanza i skacząc przy Waka-Waka.

Kolejny raz Sławek, tym razem jako weselny baca pogonił swoje weselne owieczki na taneczną hale gdzie obyrtkowaliśmy że heeeej!

Dalej Państwo Młodzi zgromadzili nas na swoje oczepiny. Zaczęli od podziękowania Rodzicom, którzy w prezencie dostali albumy z jeszcze ciepłymi zdjęciami ślubnymi swoich dzieci! Chwila wzruszenia wśród braw i przy dźwiękach Louisa Armstronga, a potem taniec w parach przy znanym weselnym utworze…

Romantycznie zrobiło się też w trakcie oczepin, gdy Państwo Młodzi przeszli przez szpaler gości, spotkali się w połowie drogi i z wdzięcznością i delikatnością zdjęli sobie nawzajem welon i musznik.
Lecz zanim Ania i Sławek mogli pozbyć się atrybutów panieństwa i kawalerstwa, pierw musieli pozbyć się butów. Wcześniej trochę się natańczyli wysłuchując dobrych rad na udane małżeństwo i budując niemalże identyczne pomniki miłości, więc z ulgą usiedli na krzesełkach po środku parkietu i zdjęli buty, które potrzebne były nam do przeprowadzenia testu ich zgodności. Przyznam, że odpowiedzi na niektóre pytania okazały się bardzo ciekawe, a w szczególności na jedno, z którego wynikło, że są jeszcze na świecie osoby nieposiadające konta na Facebook’u 🙂

Ale na teście się nie skończyło. Jeszcze natrudzić musiał się Sławek. Pierw ganiając Żonę, która choć układ labiryntu starałem się komplikować z Gośćmi, to podświadomie chciała być przez Męża złapana. Nie licząc na obiektywność Ani, w następnej konkurencji otoczyliśmy ją szczelnym murem z wszystkich bawiących na tym weselu panien. Oj walczyły dziewczyny! Ale walczył i On! Jeżeli napiszę, że zwycięska w wyborze nowej pary dwójka poprowadziła swoje drużyny w konkursowych walkach, to jasne się stanie, że Sławek do Ani się przedarł!

Dalsza część tej weselnej przygody to taniec, taniec i taniec. Pierw teatralny, wygrany przez parę gołębi, potem ze świecami przy walcu i kołysance, a już po słodkim torcie taniec w parach, w kółeczkach, w szeregu, w kapeluszach i czapkach.

Aniu i Sławku! Niech Wasze serca rozpalają Wasze pasje i miłość do tańca, Ameryki Południowej, do siebie nawzajem i Dobrego Boga!

Karol Koprukowiak
Wodzirej Double Wings