Wodzirej na polsko-portugalskie
wesele marsz!
Marta i Joaquim

Sobotnie gorące popołudnie. Czekaliśmy na nich w skompanym w słońcu zielonym ogrodzie, chłodząc się drinkami i cieniem altanek. Z głośnika sączyła się nastrojowa muzyka, a serwowane przez kelnerów przekąski i oliwki podsycały apatyt. Wszystko to wystarczało by ochłonąć po ceremonii i nabrać sił do zabawy. A rzecz miała miejsce między Łodzią a Lizboną.

Ustawiamy się wszyscy przed schodkami prowadzącymi do szerokiego wejścia na salę. Drzwi zamknięte, a kotara za nimi szczelnie zasłonięta. Szampan strzela, Rodzice cali w emocjach, przebierając z nogi na nogę czekają z wielkim chlebem i solą. Muzyka gra coraz głośniej, dziewczyny zaczynają piszczeć, chłopaki wykrzykują coś po portugalsku i polsku, kto ma wolne ręce bije brawo, słonce grzeje, wrzawa jak na meczu Widzewa z Benfiką. Nagle drzwi się otwierają i wychodzą do nas Marta i Joaquim. Jednym słowem pierwsza część scenariusza zrealizowana.

Państwo Młodzi nie chcieli witać gości z pustymi rękami. Joaquim, w trakcie przyjęcia razem z Martą tort kroili jego oficerską szablą, ale chleb i to taki jak ten, weselny, małżeński, niepowtarzalny, polski dzieli głowa rodziny własnymi rękami. Sprawiedliwie i od serca. I tak właśnie zrobił Joaquim.

Żeby nikt z gości nie pozostał na weselu anonimowy i niezauważony, dobrze jest choć na chwilę skierować na niego światło i docenić przybycie, zaangażowanie i obecnosć. Czasem robi to wodzirej, wywołując poszczególne grupy gości bądź osoby, które łączy jakaś wspólna cecha, wydarzenie czy miejsce. Czasem gości przedstawia Młoda Para, podchodzac do stołów czy konkretnych osób. A dlaczego by nie dać szansy przedstawić się samym gościom? I tak zlecieliśmy Europę, lądując na poszczególnych stołach i poznając miejscowych gości, na terminalach Monachijskich, najpiękniejszych, londyńskich, najszczęśliwszych, warszawskich, najbardziej imprezowych, lizbońskich, czy ciężarnych. Jakie by nie były, chociażby ze względu na posiadanie w swoim gronie wąsacza, wszystkie były wyjątkowe.

Jeżeli ruszać do pierwszego tańca to tylko polonezem, najlepiej polsko-portugalskim, bez ociągania się, marudzenia, zbierania i obaw. Z entuzjazmem, zaciekawieniem, chwilową konsternacją, gdy parkiet wydaje się za wąski, radośnie, na trzy i z ukłonem. Tak było. Potem nie było już wyjścia. Stanęli na przeciwległych krańcach parkietu i ruszyli do walca!

Kiedy chce się przeprowadzić konkurs trzeba spełnić dwa warunki by był on sprawiedliwy. Albo zaprosić na wesele Państwową Komisję Gier i Zakładów, albo z pytania na pytanie dodawać kolejne elementy wyrównujące szanse zawodników. I tak dostawialiśmy krzesła by każdy miał podobny dystans do przebiegnięcia, ustaliliśmy międzynarodową komendę startu, dodaliśmy kilka pytań. Doszło nawet do tego, że na jedno z nich odpowiedział członek jury. Koniec końców chodziło o dobrą zabawę i o to by jeszcze lepiej poznać Młodą Parę. Swoją drogą niezwykła musi być plaża Vila Nova de Gaia…

Chcesz zaskoczyć swoich weselnych gości? Przygotuj fajną prezentację zdjęć! Chcesz ich wzruszyć do łez? Przygotuj fajna prezentację zdjęć! Chcesz rozśmieszyć całe towarzystwo? Przygotuj fajną prezentację zdjęć! A może po prostu chcesz im pokazać kawałek Waszej historii, czyli jak to z nami było? Chyba znasz już jeden z dobrych sposobów. Ale powtórze to jeszcze raz. Przygotuj fajną prezentację zdjęć!

W słowniku portugalskim nie ma słowa oczepiny. Ale czy to powód by ich nie organizować? Zaczynamy od międzynarodowego testu zgodności! Chociażby po to by potwierdzić zasadę, że bez względu na szerokość geograficzną to kobieta decyduje o kolorze nowego samochodu.
Potem Pan Młody udowadnia, że nikt i nic nie jest w stanie oddzielić go od Żony. Nawet zwariowany labirynt miłości ustawiony z gości!
Konkurs rozegraliśmy jeden. Kowbojski, wystrzałowy, z przytupem, skoczny i zdecydowanie wyłaniający zwycięską parę. Jedni się cieszyli ze zwycięstwa, a drudzy? Przyjęli porażkę z honorem, lecz niepocieszeni. Ale czy to wystarczy bym poprowadzil ich wesele za rok?

Na finał oczepin oczywiście tort! Żołnierz piechoty używa noża, bagnetu lub szabli. Wybrali szablę. Na tort najpewniejsza!

Marto i Joaquim! W tej bitwie ze stresem, czasem, kilometrami, chwilami słabości i zmęczenia poprowadziliśćie swoją weselną armię do zwycięstwa. Przed Wami kolejne wyprawy i misje. Strzelajcie radością, miłością i pokojem! Macie dobrego cela i calkiem nieźle wyszkolonych i zgranych żołnierzy wokół Was. Do boju!

Karol Koprukowiak
Wodzirej Double Wings