Wodzirej na wesele z niespodziankami
Marta i Tomek

Lubię te wszystkie ustalenia z parami, których wesela będę prowadził. Ich wizja wesela, zabaw, konkretnych punktów, muzyki i nastroju. Ale czasem choćbyś chciał nie uda się wszystko. Niespodzianki mogą zdarzyć się nawet w najlepiej zaplanowanych momentach. Tej soboty wszystko miało zacząć się inaczej. Mieli spokojnie przyjechać, goście grzecznie ustawieni w szpaler, radosny hobbitowy motyw grany przez Lindsey. Wyszło zupełnie, ale to zupełnie inaczej…

Zamiast spokojnego przyjazdu, eleganckie białe auto Marty i Tomka wtoczyło się na plac w kłębach różowego dymu. Goście wiwatowali, kiedy odpalono race i fontanny zimnych ogni, a wszystko przy akompaniamencie znanego motywu z Jamesa Bonda. Taka niespodzianka od weselnej sali. Też fajnie! Lindsey zagrała kiedy Marta z Tomek i Rodzicami zapraszali gości na salę częstując chlebem, sprawiedliwie i własnoręcznie podzielonym przez świeżo upieczonego Pana Młodego.

Pierwszy taniec to temat rzeka. Kiedyś na blogu napisałem o nim kilka słów. Najczęściej Państwo Młodzi tańczą go po pierwszym posiłku, czasem, kiedy tańczymy poloneza, jego zwieńczeniem na sali jest właśnie pierwszy taniec. A co zrobić kiedy pierwszy taniec na weselu wymaga odpowiedniego przygotowania nie tylko parkietu, muzyki, oświetlenia, ale też ubioru Pierwszych Tancerzy? Nic prostszego, w przypadku poprowadzenia Poloneza, którego nie powstydził by się Książę Poniatowski wystarczy zintegrować gości walcem zapoznawczym i bawiąc się na parkiecie czekać na ten, może już nie pierwszy na weselu, ale Ich pierwszy i niepowtarzalny taniec.

Wytwornica ciężkiego dymu nagrzana, czekająca tylko na schłodzenie suchym lodem, snop światła wyznaczający jedyne miejsce na parkiecie, z którego mieli zacząć, głośność i tempo utworu gotowe do odpalenia. Czekaliśmy na gorącej linii między DJem, instruktorem i nimi. Napięcie niczym na finale IDO World Salsa Championships. Jacenty daje znak na który czekaliśmy. Gasną światła, pozostaje tylko jeden oświetlony punkt, dym snuje się po podłodze, muzyka! To trzeba było zobaczyć. Jeżeli Miłość między dwojgiem ludzi rodzi się z miłości do tańca, to pierwszy taniec w ich przypadku jest czymś więcej. I chyba od dziś będę grał „Time of my life” w tempie 105.

Rosyjska ruletka to gra na śmierć i życie. Można w nią tez grać na weselu, W czasie oczepin. Tak, tak. Ale spokojnie. Zamiast bębenka rewolweru kółeczko z panien i kawalerów. Zamiast kul kolorowe pudełka. Zamiast rozstrzygającego strzału, nagroda i tytuł Króla i Królowej kawalerów i panien! Taki sposób znaleźliśmy na rzut mucha i welonem!

Lindsej zagrała jeszcze na półmetku wesela. Kiedy wszyscy po oczepinowych zmaganiach przeszliśmy do wyjątkowej altany Księcia Poniatowskiego, jedynego tak oświetlonego miejsca w okolicy, popłynęło „Hallelujah” i goście roztańczeni wokół Marty i Tomka rozświetlili tę noc jeszcze bardziej.

Marto i Tomku! Niech Wasza Miłośc będzie gorąca jak cha cha, romantyczna jak bachata i nieobliczalna jak salsa. Miejcie wokół ludzi, którzy będą dla Was światłem i wsparciem. Zawsze bądźcie razem, krok w krok, czasem zgodnie z układem, a czasem na totalnym freestylu!

Karol Koprukowiak
Wodzirej Double Wings