Wodzirej na wesele z The Beatles
Natalia i Ariel

Kto by nie chciał ustawiać swoich głośników obok pieca Georga Harrisona? Jak to jest oświetlać pulpit Klenczona? Ile trzeba dać żeby mieć swoje miejsce ramię w ramię z Ringo? Jakim cudem spleść swoje kable z kablami Lennona? Albo co zrobić żeby głośno, w blasku fleszy i zniecierpliwionej publiki zapowiedzieć czwórkę z Liverpool(kowic)? I jakie to uczucie występować po Czerwonych Gitarach? Jednym słowem, żeby dostać się na jedną scenę z The Beatles i Czerwonymi Gitarami trzeba być albo jednym z nich, albo…wodzirejem Double Wings.

Nie jestem brytyjczykiem. Nawet nigdy nie byłem w Liverpoolu i chyba tylko raz w życiu przejeżdżałem przez Polkowice. Nie doszukacie się u mnie w rodzinie nawet nikogo z Czerwonych Gitar. Natomiast drugi warunek spełniam doskonale. Jestem Karol Koprukowiak, wodzirej Double Wings. I to właśnie mnie Natalia i Ariel zaprosili do poprowadzeni swojego przyjęcia weselnego.A że w duszach gra im rock’n’roll na scenie, z której graliśmy, rozstawił się też niezwykły jak na weselne klimaty zespół. Beatlesi i to nie zwyczajni, a wyjątkowi, bo z Polski, a dokładnie z Polkowic. I żeby nikt ich nie mylił z tymi brytyjskimi, nazywają się The Postman.

Ale od początku. A na początku Natalia z Arielem połączyli gości. Tych, którzy już czekali na nich z Rodzicami pod Hotelem Europa, jak i tych, którzy ruszyli za nimi kawalkadą weselnych aut spod kościoła. A co łączy w Polsce najlepiej? Ano chleb. Czekali na każdego, do ostatniego wchodzącego na salę, nikt nie został pominięty. Zaczekali na wszystkich.

Natalia i Ariel witając gości, zanim zaśpiewaliśmy im pierwsze „Sto lat”, zapowiedzieli, że mają zamiar bawić się do białego rana i słowa dotrzymali. Ale zanim słońce wzeszło o świcie i zagraliśmy „Scientist” Coldplaya, słońce zaszło i trochę się pobawiliśmy.

Przed północą zabrzmiały porywające wszystkich przeboje na żywo. To nie był koncert beatlesów, ani występ Czerwonych Gitar. To była najprawdziwsza w świecie taneczna, rock’n’rollowa impreza na Podlasiu. Marynary kręciły się w górze jak w sześćdziesiątym siódmym w Opolu , a dziewczyny piszczały jak w sześćdziesiątym piątym na Shea Stadium. Na parkiecie królował twist and szał(t).

Niepowtarzalne występ dobrych artystów uświetnia pojawienie się na scenie wyjątkowej gwiazdy. Wyobraźcie sobie sytuację kiedy na koncercie Czerwonych Gitar na scenę wchodzi Tadeusz Nalepa , albo w trakcie występu Beatlesów pojawia się nagle Eric Clapton. Łapią za gitarę, stają przy mikrofonie, tłum szaleje i ognia! Ariel tak właśnie zrobił. To co się działo trudno opisać.

Po wspólnym występie z zespołem przyszedł czas na solowy set Ariela. Chwycił elektroakustyka i zagrał. Dla niej. Miały być dwie, góra trzy piosenki. Ale kiedy na parkiecie zbiera się cała weselna ekipa, aż chce się dla nich grać i z nimi śpiewać.

Ten czas ożywił wyraźnie wszystkich. Jest taka zasada: „goście weselni idą w ślad za Młodą Parą”. Jeżeli Państwo Młodzi z energią i zacięciem porywają gości i nie dają za wygraną, Goście podejmują wyzwanie. I to tak, że pierwszy raz od dłuższego czasu przyszło mi zorganizować dodatkowy konkurs o wyłonienie drugiego finalisty w konkursach oczepinowych. Co to była za pasjonująca i ofiarna rozgrywka hokeja! Niech za dowód świadczy jeden z hokejowych-mopowych kijów, który przez kilka weselnych sezonów uważałem za niezniszczalny!

Natalio i Arielu. Zostawiłem u Was na weselu czapkę maszynisty. Niech Wam przypomina te chwile, kiedy prowadziliście swoich gości do tańca, do śpiewu, do wspólnej, dobrej zabawy torami rock’n’rollowej Miłości i Radości. Na żywo! Trzymajcie się pięknie!

Karol Koprukowiak
Wodzirej Double Wings