Wodzirej na weselnej podróży
Ania i Matthew
wesele polsko-brytyjskie

Ta noc była wyjątkową wyprawą geograficzną, muzyczną, taneczną i kulinarną. Podróżowaliśmy po Polsce, Europie, playliście, parkiecie i między stołami. Nie przeczytasz o tym w najnowszym National Geographic. Przeczytasz tutaj…Kiedy podróżnik wybiera się w swoją kolejną, fascynującą wyprawę zabiera z sobą niezbędny ekwipunek, kompletuje zespół, a na miejscu szuka tubylców do pomocy.

Dla mnie wesele Ani i Matta było taką wyjątkową podróżą. Po pierwsze musieliśmy tam dojechać. Gdy W słoneczne sobotnie popołudnie dojechaliśmy pod weselną salę, przez chwilę myślałem, że pokonaliśmy tysiąc dwieście a nie sto dwadzieścia kilometrów, ponieważ na miejscu powitała nas rzeka, most i wiatraki. Holandia? Nie! Brok nad Bugiem i sala Binduga z wiatrakami. Podróż mogła być jeszcze dłuższa niż do Amsterdamu, gdyby Ania i Matthew zdecydowali się zorganizować swoje wesele w ojczyźnie Pana Młodego, czyli Wielkiej Brytanii.

Na podróżniczych eskapadach przydają się dokładne mapy z wyznaczonymi trasami. Dla wodzireja taką mapą jest scenariusz, który ustala z Młodą Parą. Na weselnej mapie Ani i Maata nakreśliłem kilka szlaków, którymi chciałem poprowadzić wszystkich weselników.

Była tam jedna z moich ulubionych, polonezowych tras, kilka szlaków polskiej biesiady, kraina oczepinowa, szczyty zabaw integracyjnych, które razem zdobywaliśmy i cała masa hitowych, muzycznych miast, miasteczek, wiosek i wioseczek.

Ale nawet najdokładniejsze mapy i najszczegółowsze scenariusze zakładają istnienie miejsc nieodkrytych, tajemniczych, które stają się celem wyprawy. To gusta gości i ich chęć do zabawy. Na szczęście miałem w swoim zespole badawczym Pawła, doświadczonego DJ’a, który na tej wyprawie obiarał właściwe muzyczne azymuty hitów.

Każdy, nawet najbardziej doświadczony podróżnik, który chce by wyprawa była udana, chce osiągnąć cel i nawiązać kontakt z napotykanymi ludźmi, kulturami czy zwyczajami potrzebuje tubylców, którzy połączą wszystkich swoimi osobami. Zawsze powtarzam, że to Państwo Młodzi są takimi łącznikami.

Znają swoich gości, są rozpoznawani, a ich obecność na parkiecie, podczas zabaw czy innych punktów wesela działa mobilizująco i wzbudza zaufanie. Ania i Matthew poradzili sobie z tym zadaniem świetnie. Kiedy śpiewaliśmy „Sokoły” Ania zagrzewała wszystkich do zabawy śpiewając najgłośniej i z takim zapałem, że nawet Ci, którzy z językiem polskim nie mają nic wspólnego, zaczynali śpiewać z nami.

A kiedy przyszedł czas na przemówienia czy podziękowania, Matt pamiętał o wszystkich tak, że czuło się obecność nawet tych, którzy tej nocy nie mogli być z nami w Broku.

Wielu podróżników opisuje swoje niezwykłe spotkania z lokalnymi szamanami. Ja także mogłem poznać takiego lokalnego szamana, a dokładnie iluzjonistę, który w ramach prezentu niespodzianki ze strony sali weselnej dla Młodej Pary, przeniósł nas wszystkich na chwilę w świat niezwykłych i zręcznych sztuczek i popisów.

Wesele Ani i Matta było też wyprawą w przeszłość. Dzięki wzruszającym prezentacjom zdjęć mogliśmy wyruszyć w podróż do dzieciństwa Młodej Pary, do czasu ich dorastania, przyjaźni, pasji, ich wspólnych spotkań i dojrzewania ich miłości do dnia, który wspólnie świętowali tej nocy w Broku.

Aniu i Matthew! Dziękuję za zaproszenie do Waszej weselnej krainy. Tego dnia Anglia była w Polsce, Polska w Anglii, a Holandia w Broku. 🙂 Życzę Wam byście każdego dnia odkrywali siebie, a Wasza rodzina i dom były kraną w której każdy będzie czuł się dobrze!

Karol Koprukowiak
Wodzirej Double Wings