Wesele Michała i Małgosi
rekolekcje w trakcie rekolekcji

Pierwszy telefon otrzymałem niecały tydzień przed zasadniczą datą. Drugi – na dwa dni przed. Bardzo szybko ustaliliśmy wszystkie konieczne szczegóły. Reszta pozostawała kwestią otwartą – do ustalenia w trakcie wesela.

Od czwartku do niedzieli uczestniczyłem z Magdą w rekolekcjach małżeńskich. W tym sensie, ta sobotnio-wieczorno-nocna przerwa w rekolekcjach nie była mi zbytnio na rękę. Nie spodziewałem się jednak, że to wesele będzie tych rekolekcji przedłużeniem…

Zdawać by się mogło, że niemalże wszystko w tym weselu było w jakimś sensie nietypowe. Listopad – któż jeszcze organizuje wesela w tym terminie? Zaledwie czterdzieści osób. Zaplanowany koniec wesela na północ – nie nie, to nie niedziela, ani tym bardziej piątek. Zwykła sobota. Mega szybka organizacja niemalże wszystkiego!

Choć nie znam szczegółów, zasadniczych motywów, powodów dominujących – to przeczuwam, że wszelkie z pozoru oczywiste interpretacje byłyby tu strzałem dalekim nie tylko od wycelowania w dziesiątkę, ale nawet w tarczę.

Nie będzie przesadą, ani żadnym zawodowo-skażonym naciąganiem stwierdzić, że uczestniczyłem w czymś niezwykle wymownym, że otrzymałem dostęp do serca ludzi niebywałej klasy, o niezwykłych wzajemnych odniesieniach, a przy tym tak zadziwiająco prostych, normalnych. To wesele było dla mnie nie przerwą w rekolekcjach małżeńskich, nie oderwaniem od nich, ale naturalną, integralną ich częścią. I sam nie wiem, która z części przyniosła mi więcej korzyści.

Młodzi siedzący przy stole z Rodzicami i Dziadkami. Niezwykła serdeczność pomiędzy wszystkimi – niezależnie od różnicy wiekowej. Radosne zaangażowanie praktycznie we wszystko, co było proponowane. Niecodzienna, zadziwiająco prosta, a zarazem ujmująco serdeczna relacja pomiędzy Rodzicami a Dziećmi, jednoznaczne, proste i odważne odniesienia do Boga i jakieś niezwykłe ciepło bijące od tych ludzi.

Wartość więzi rodzinnych dostrzega się niezwykle wyraźnie mając możliwość bycia w takich sytuacjach, pośród tak traktujących siebie nawzajem ludzi.

Elementy rozmów, bycia razem przy stole (cóż mocniej potrafi jednoczyć?) przeplataliśmy zabawą na parkiecie. I momentami było naprawdę gorąco.

Przedłużyliśmy zabawę o godzinę zdążając w ten sposób zatańczyć jeszcze jesienną, listopadową, deszczową piosenkę. Zdaje się, że odkryłem w niej urok najbardziej oczywisty. Rezygnując z prowadzenia tańca dostrzegłem, że… prowadzić go wcale nie trzeba. Ludzie są wystarczająco twórczy, wystarczająco pomysłowi, wystarczająco barwni, by w spontaniczny sposób wykorzystać okazję. Aż sam się sobie dziwię, że w kontekście tego tańca odkryłem to tak późno.

Wypada mi na koniec podziękować. I czynię to właśnie 🙂

W swoim i Wodzireja Huberta Gonciarza imieniu – serdecznie dziękuję!
Przyjemnością niebywałą było móc ten czas spędzić z Wami.

Tobie Małgosiu i Tobie Michale,
Waszym Rodzicom i Waszym Bliskim,
życzę wielu pięknych chwil!

Niech Wam Pan Bóg błogosławi!

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings