Wesele Oli i Roberta

czyli o tym, jak to wodzirej gościom czyścił buty

Ostatniej nocy zupełnie niechcący dołączyłem do grona tych wodzirejów, którym składana na początku wesela przysięga dobrej zabawy uratowała skórę. Do rana bym się chyba nie uporał, gdyby tak mi naprawdę przyszło kłopotliwe skutki owego poloneza w ogrodach „Parku na Wojskiego” usuwać, czyszcząc kolejną parę wysokich obcasów. Bo choć polonez ostatecznie całkiem fajnie wyszedł, to nas wrześniowa, nieco podeszczowa aura niezbyt miło zaskoczyła.

Darowali mi jednak szybciej, niż by się tego można spodziewać. Na czyszczenie butów nadal czekam, a póki co sympatycznie i miło (ciągle jeszcze zaspany) wspominam sobie ów bardzo wdzięczny czas.

Nigdy dość o tym pisać, że „goście na weselu” to najważniejszy czynnik ostatecznego sukcesu (no, może jedynie dorównywać im zręcznie i podstępnie obmyślona przysięga dobrej zabawy, która nie pozostawi im – trzymając ich za raz publicznie dane słowo – innej alternatywy, jak stać się tego sukcesu najważniejszym i niezawodnym filarem ;)).

I tak żeśmy grali z zespołem Double Wings z sympatią i frajdą zerkając na to, co się na parkiecie wyprawia, od czasu do czasu niezlekka modyfikując naturalny przebieg owych wydarzeń, pobrykując w jakiejś czapie, tudzież peruce razem z Młodymi i ich Gośćmi.

Świetny czas! Przednia zabawa! Super atmosfera! I butów ostatecznie czyścić nie kazali 😉

Olu, Robercie!

Wielkie dzięki i gratulacje – dla Was, dla Waszych Rodziców, dla Waszych gości. Dobry start, to połowa sukcesu. Z pasją kibicuję Waszym dalszym zmaganiom! 🙂

Dużo dobra dla Was!

– Sylwek, Wodzirej Double Wings

PS.
Krakowskim cukiernikom jeno wieść jest ta wiadoma, że historia ta doczekała się czekoladowo-słodkiej kontynuacji 😉

Sylwester Laskowski
Wodzirej Double Wings