Wodzirej na czas
Monika i Maciej

Wodzirej na wesele powinien przyjeżdżać nie tylko wcześniej niż goście. Wodzirej w ciągu całego wesela powinien być zawsze wcześniej niż wszyscy inni. Musi wyprzedzać z inicjatywami, z rozwiązywaniem pojawiających się problemów, czujnie wypatrywać okazji do zrobienia czegoś ciekawego na parkiecie, być gotowym zawsze chwilę przed kolejnym punktem programu. Chociażby w taki przyjemny sobotni wieczór na warszawskim Starym Mieście.

W zasadzie można zaczynać zabawę. Sprzęt rozstawiony, kolumny wysterowane, poziomy ustawione, kable podłączone, frak wyprany i przyodziany, mucha biała, buciki wyglancowane, parkiet kolorowo oświetlony, wyświetlacz mikrofonu wskazuje naładowanie baterii na 100% a DJ na wesele przywiózł dużo nowego muzycznego towaru i teraz bawi się gałkami miksera. Według ustalonego z Młoda Parą scenariusza, za dziesięć minut powinniśmy startować z weselem. Wtedy z przerażeniem patrzę na zabytkowy zegarek wiszący na ścianie tuż za moimi plecami… Z przerażeniem, bo pokazywał on, że za dwadzieścia minut powinniśmy zaczynać oczepiny!A oczepiny, które tradycyjnie zaczynać się miały o północy, były skrojone do potrzeb i oczekiwań Moniki i Macieja. Więc gdyby nawet ten zegar działał poprawnie, nie wzięliby w nich udziału, bo dopiero co sunęli eleganckim cadillakiem w naszą stronę wąskimi, brukowanymi uliczkami warszawskiej starówki.

Delikatny wieczorny chłodek na dworze tylko podkreślał napięcie z jakim ich oczekiwali Rodzice z chlebem i solą, zgromadzona przy wejściu najbliższa rodzina, jak i znajomi ustawieni w szpalerze do wystrzału płatków róż; no i oczywiście ja, wodzirej nie mogący otrząsnąć się po tym czasoprzestrzennym szoku 😉

Ciepło zrobiło się już kilka chwil później, kiedy Monika z Maciejem pojawili się już wśród nas. Róże wystrzeliły w powietrze, w Młodą Parę, nad Młodą parą i nawet wodzirej załapał się na kilka płatków. Chleb został przyjęty z solą, Rodzice wzruszeni, a zaraz po tym na parkiecie zrobiło się gorąco gdy odśpiewaliśmy „Sto lat” i gościnnie przywitał wszystkich Maciej.

Po pierwszym tańcu, zagranym przez zespół Pectus naprawdę mogliśmy zacząć zabawę. Od początku królował rock’n’roll, w którym wszyscy, bez względu na przynależność pokoleniową, chyba czuli się najlepiej. Zegar na ścianie ciągle dawał nam dwadzieścia minut do północy, więc w pewnym momencie Świadek Macieja poprowadził weselną kolejkę do stacji parkietowej, gdzie trochę pofantazjowaliśmy z chustą Klanza, a sam Pan Młody chwilę po oczepinach pociągnął kulig, chociaż naprawdę nie było mowy o zmarzniętych gościach, z którymi chwilę później zatańczyłem YMCA…w kółeczku.

A YMCA uruchamia szaleństwo na parkiecie. Jedni szaleją troszeczkę, inni na całego! Jak by nie było, echa parkietowego szaleństwa czasem trwają do końca wesela. I wówczas możemy zagrać coś naprawdę szczególnego, jak chociażby ciepły i nastrojowy kawałek Cohena, w trakcie którego Pan Młody może zaśpiewać swojej wybrance „I’m Your Man…”

Moniko i Macieju. Czas na Waszym weselu płynął w niezwykłym tempie, więc życzę Wam byście cieszyli się każdą chwilą i czerpali z niej maksymalną ilość radości! W końcu macie tę niepowtarzalna okazję, bo zegar na ścianie wciąż wskazuje za dwadzieścia dwunastą 🙂

Karol Koprukowiak
Wodzirej Double Wings